Sobota godzina dwudziesta pierwsza to czas, kiedy normalny człowiek albo zaczyna imprezę, albo rozpoczyna sesję telewizyjną na ukochanej kanapie. Prawda? Komu normalnemu przyszłoby do głowy żeby iść wtedy na basen? No komu?
Z takim nastawieniem spakowałem torbę, wsiadłem do auta i popędziłem na Wiertniczą. Przecież będzie pusto... Zaginął mi gdzieś mój ulubiony czepek z lycry, więc złapałem czepek z olimpijki w Ełku. I tak oto - gdzieś w połowie treningu usłyszałem pytanie jak idą przygotowania od człowieka płynącego mocnym tempem dwa tory dalej. Odkrzykuję, że dobrze, dzięki i płynę dalej. Zapomniałem o czepku (kto normalny zwraca uwage na czepek?), a że bez okularów jestem ślepy jak nietoperz to oczywiście nie widziałem kto krzyczy. Zakończyłem trening mocniejszym 500m, wyszedłem z wody, o pytaniu zapomniałem, a tymczasem jak już suszyłem włosy objawił się w szatni Maciek Dowbor i się zaczęło - ile startów, od kiedy, skąd, dlaczego z kim i po co. Okazuje się, że triathloniści (zakładam, że wystarczy udział w jednej imprezie, żeby taki móc się tak nazwać) to jedna rodzina. Podejrzewam, że już sprawdził wszystkie moje wyniki z zeszłego roku i szybko przeanalizował gdzie i jak będziemy się ze sobą mierzyć.
A będziemy, to jest bardziej niż pewne. Tak samo jak to, że od wiosny będziemy na siebie trafiać na treningach rowerowych w okolicach Konstancina.
Podobnie z resztą sprawa się ma z "chipami z mazovii". Spróbuj na popularnej trasie treningowej pokazać się na rowerze z przyczepionym charakterystycznym chipem, a pierwszym pytaniem, które zostanie ci zadane będzie brzmiało: "Który sektor?", a od twojej odpowiedzi będzie zależało, czy współtowarzysze treningu potraktują cię poważnie czy nie.
Warto więc trzymać te małe znaki rozpoznawcze dla innych. Mogą mieć znaczenie, gdy będziemy potrzebowali partnera treningowego, albo przynajmniej dobrego słowa, które zmotywuje do cięższego (albo przynajmniej bardziej zaangażowanego) treningu.