niedziela, 17 lutego 2013

Tabela Danielsa

Pomimo że nigdy nie stosowałem się do szkoły biegania Jacka Danielsa (tutaj zdaje się w 90% na JG, w 10% na własną fantazję - na razie działa), to zawsze byłem strasznie ciekaw jak wypadam w sławetnych tabelkach JD. W czeluściach internetów znalazłem plik excel, który łączy teorie Danielsa, Friela i jeszcze kilka innych i sprowadza je do brutalnych realiów. I tutaj mamy parę ciekawostek. Zacznijmy od najważniejszej sprawy - rekordy życiowe:

3 km - 13:40 (Warsaw Track Cup - jesień)
5 km - 25:30 (Bemowski Bieg Przyjaźni)

10 km - 57:XX (nieaktualny już z Biegnij Warszawo)

Rekord na 5 km potwierdziłem na 4.33 km podczas iegu WOŚP, zeszłotygodniowy Bieg Wedla udowodnił, że wynik z Biegnij Warszawo mogę sobie już wsadzić. Do archiwum. Dla celów zabawy z danymi wprowadziłem więc czas z piątki, usiadłem wygodnie i dowiedziałem się co następuje:
1. Półmaraton przebiegnę w 1:57.
2. Dychę powinienem zamknąć w 53 minuty.
3. Jeśli przy obecnym poziomie wytrenowania schudłbym o 10 kg (czyli tyle ile przynajmniej planuję jeszcze zrzucić do HIM w Gdyni) to 5 km ukończyłbym w 22 minuty.
4. Szacowany czas na 3 km odbiegał od faktycznego o minutę.
Tyle ciekawostek. W pliku znalazły się dwie - cholernie ważne dla mnie informacje. Po pierwsze wskazał mi tempa treningowe, które prawdopodobnie będę od tej pory starał się stosować w treningach. 

Teoretycznie, półmaraton powinienem móc przebiec w tempie 5:34, a 10km w tempie 5:19. Problem w tym, że podciągając trochę wynik sprzed tygodnia (zabrakło mi 400 metrów do 10km, czas 46:40, pewnie skończyłbym w 50:00) szacunki wyglądają nieco lepiej - półmaraton już w 1:50, a 5 km powinienem dać radę "śmignąć" w niecałe 24 minuty. 

W z ciekawości, na dzisiejszym wybieganiu postanowiłem sprawdzić jak wypadnie tempo 5:30. Czy będzie to jeszcze długodystansowy trucht, czy już bieg. I prawie by mi się udało przetruchtać w tym tempie jakieś 14 km (przy bardzo fajnym stabilnym tętnie) gdyby nie skarpetka, która gdzieś się zawinęła, obcierała i ugniatała mi stopę przez 8.4 km. Po tym dystansie stopa powiedziała że nigdzie więcej nie biega i mamy wracać do domu. Najlepiej autobusem...


PS. Planowałem na dziś GP Warszawy, ale nadal mnie pali po zeszłej sobocie. Jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie zanim dojdę do umiejętności startowania w imprezach biegowych tydzień po tygodniu. Na rowerze nie mam z tym żadnego problemu, tymczasem na własnych nogach? Oj nie. Organizm mówi nie. Mniej więcej tak: