wtorek, 5 lutego 2013

Wiosenna kompresja

W ten piękny, ciepły i słoneczny dzień postanowiłem trochę odchudzić biegową garderobę. Docieplacze zostały dzisiaj w domu, z warstwy drugiej zrezygnowałem w ogóle, a na wierzch założyłem cienką wiatrówkę Adidasa, która towarzyszy mi od początku mojej przygody z bieganiem. Na dół poszły cienkie spodenki 3/4 Kalenji i kompresyjne skarpetki Adidasa. Okazuje się że lepiej trafić nie mogłem, bo po 2 km rozgrzewki, mimo miejscami dość silnego przeciwnego wiatru, ani przez moment nie było mi zimno, a o przegrzaniu oragnizmu nie było w ogóle mowy. Jak tak dalej pójdzie, to przy 10 stopniach powyżej zera zacznę biegać w krótkim rękawku. Ale nie o tym miała być ta notka, bo dzisiaj przekonałem się, że moje pierwsze skarpetki kompresyjne nadają się w zasadzie do wyrzucenia, a warto było je kupić tylko z powodu znacznej obniżki ceny w piaseczyńskim outlecie.


O co chodzi z tą kompresją? Portal bieganie.pl twierdzi, że w procesie kompresji "ścianki tętnicy reagują na zmiany ciśnienia. Specjalny profil zastosowany w skarpetach kompresyjnych CEP (medi compression) zwiększa ciśnienie otoczenia. W rezultacie następuje rozluźnienie mięśni i zwiększenie średnicy tętnic, co prowadzi do poprawy krążenia krwi. Natomiast średnica żył ulega zwężeniu, przez co wzrasta ciśnienie wewnątrz i tym samym  krew szybciej powraca do serca.
Idąc dalej, poprawa krążenia przyczynia się do optymalnego dopływu krwi do mięśni, szybszego usuwania kwasu mlekowego, czy też toksycznych resztek przemiany materii i w efekcie prowadzi do przyspieszonej regeneracji. Skarpety mocno “trzymają” łydkę, dzięki czemu nasze mięśnie są mniej podatne na drgania, a wiązadła i ścięgna są „na swoim miejscu”.  Wszelkie dolegliwości typu kurcze zostają zminimalizowane, a dzięki wysokiej jakości stopce, nie trzeba przejmować się pęcherzami, otarciami, czy odciskami."



Powyższy opis tyczy się oczywiście wszystkich skarpet kompresyjnych, niezależnie od marki - czy jest to Adidas, czy będzie to Kalenji działanie będzie identyczne. Albo prawie identyczne. W moim przypadku kompresja sprawdza się nieźle w przypadku dłuższych wybiegań (faktycznie, łydki męczą się znacznie mniej) i w sytuacji gdy przez dłuższy czas siedzę w jednej pozycji (samolot, autokar, dłuższa jazda samochodem). W kwestii wspierania regeneracji wolałbym się nie wypowiadać, bo nie znam dokładnych badań. Pewne jest natomiast, że po maratonie MTB, który trwa 2-3 godziny, założenie kompresyjnych skarpet przed powrotem do domu daje gigantyczną ulgę i przyspiesza odpoczynek zakatowanych mięśni. Serio, moim zdaniem to działa!

Zacznijmy od nieszczęsnych skarpetek Adidas TechFit. Kupione na przełomie 2011/2012, mają za sobą kilkadziesiąt kilometrów biegu i prawdopodobnie kilkanaście godzin jazdy na rowerze. Skarpetki te mają bardzo prostą konstrukcję - ucisk jest stały na całym obwodzie łydki, nie ma specjalnie wydzielanych stref kompresyjnych ani żadnych innych wodotrysków. Na wyprzedaży kosztowały ok. 50 PLN, ale należałoby przypuszczać że pierwotnie na metce widniało 140-150PLN. I za takie pieniądze tych skarpet kupować po prostu nie wolno. Bo:
  • po roku straciły elastyczność. Już nie trzymają tak fajnie (i to nie dlatego, że mi schudła łydka, bo uwierzcie, nie schudła). Do tego dzisiaj udowodniły mi, że się potrafią zsuwać. Skoro tak, to znaczy że kompresja jest już nieskuteczna.
  • jakość i trwałość wykonania. Lekkie rozdarcie na wysokości kostki powoduje, że skarpetkę szlag trafia. Ja zahaczyłem o zębatkę podczas jazdy na rowerze. Poszło jak pończocha. Ponieważ panie wykonujące usługi repasacji pończoch zbankrutowały kilkanaście lat temu, nie mam już do kogo zgłosić się po pomoc. 
Z drugiej strony, za 50 PLN takie skarpetki mogą wydawać się kuszącą propozycją... do czasu gdy nie odwiedzimy "dziesięcioboistów". Decathlon przygotował rewelacyjną linię skarpet i opasek kompresyjnych Kanergy. Odkryła je moja lepsza połowa, gdy pozazdrościła mi żarówiastych TechFitów. Koniec końców oboje skończyliśmy z kompresyjnymi skarpetami francuskiego dystrybutora. Jak się okazuje mają całkiem sporo plusów:
  • po roku użytkowania (głównie na rowerze, na maratonach MTB) moja lepsza połowa nie potrafiła ich uszkodzić w tak spektakularny sposób, jak ja moje adidasy (jej decathlonki nadal wyglądają jak nowe, moje adidasy - szkoda gadać),
  • mają bardzo fajnie rozwiązaną kwestię paneli o zmiennym nacisku na tkanki (w mojej parze mięsień brzuchaty łydki idealnie wpasowuje się w panel nań przystosowany). Mimo, że obydwoje mamy zupełnie inną budowę łydek, to w obu przypadkach skarpetka działa jak trzeba. 
  • w tej chwili są w na wyprzedaży (55 PLN za parę)
Przed stwierdzeniem, że to najlepsze skarpetki kompresyjne świata, powstrzymują mnie dwie sprawy. Po pierwsze skarpetka moim zdaniem jest minimalnie za długa. W pełni naciągnięta przykrywa mi całe kolano i boleśnie wrzyna się w staw od tyłu podczas ruchu. Trzeba ją poprawnie ułożyć, żeby działała jak trzeba i kończyła się przed kolanem. Co ważne - nawet jak jest minimalnie ściągnięta w dół, to nie zsuwa się, ani nie przekręca. Pozostaje na swoim miejscu tak jak chcieliśmy i spełnia swoje zadanie.
Po drugie - brak mi skali porównawczej. Standardowa cena skarpet decathlonowskich wynosi ok. 95 PLN. "Markowy" odpowiednik (CEP, Compressport) będzie kosztować przynajmniej dwa razy więcej. A nie uwierzę, że są dwukrotnie lepsze.