Niniejszy wpis bierze udział w konkursie organizowanym przez portal CupoNation.pl oraz blog PrzebiecMaraton.pl
Doskonale pamiętam moje pierwsze wybieganie. Nie było jakoś specjalnie długie, szybkie czy w jakimkolwiek względzie spektakularne, ale doskonale pamiętam jedno. Ból. Potworne pieczenie mięśni ud, które utrudniało mi szybkie poruszanie się. No dobra, prozaiczna czynność siadania na krześle było wyzwaniem. Katusze potworne trwały przez pierwszy tydzień. Po czym minęły. Wydawałoby się, że bezpowrotnie...
...do czasu. Wczoraj po raz pierwszy w życiu jednym rzutem przebiłem dystans 20 km. Dzisiaj za to czuję się jak po pierwszym w życiu wybieganiu. Uda palą, łydki wyją, siadanie boli, a chodzić mogę w zasadzie tylko dzięki porannemu rozbieganiu palących mięśni. Różnica jest jeszcze jedna. Zasadnicza. Wtedy (w grudniu 2011 roku, czyli całkiem niedawno) 4,5 km było osiągnięciem. Rok i 3 miesiące później osiągnięciem jest wybieganie dwugodzinne, doprawione 8 km rozbiegania dzień później.
Do półmaratonu 3 tygodnie. Rok temu, kilka tygodni po tym jak zacząłem biegać "ścigałem się" na biegu WOŚPu. Będzie dobrze. A przynajmniej muszę sobie tak powtarzać.