Przekonaj się sam. Ja spróbowałem i nie żałuję.
Ta notka powinna była powstać już dawno temu. Bo w gruncie rzeczy sezon na dozbrajanie się w nowy sprzęt w zasadzie się zakończył. Magazyny z zeszłorocznym zapasem świecą pustkami, półki sklepowe powolutku zaczynają się wyczerpywać, a budżety "na sprzęt" zostały zastąpione kwotami "na odżywki" lub "na fizjoterapeutę". No ale cóż - obiecałem sobie, że będę opisywał w blogu sprzęty z "niższej" półki cenowej, także recenzja obu rowerów jest obowiązkowa. Wszak to dwie najtańsze propozycje rowerów szosowych w tym kraju.
Niestety, opisywane w tym tekście rowery, zostały już wycofane z bieżącej oferty decathlonu, ale w ich miejsce pojawiły się nowe, równie ciekawe propozycje (o nich też napiszę). I jeszcze jedna uwaga - od pierwszego czerwca 2013 - jak twierdzi facebookowy profil decathlonu - wszystkie rowery sprzedawane w tej sieci objęte są dożywotnią gwarancją na ramę. A z racji, że ostatnio Francuzi mocno promują ramy wykonane z karbonu, to powyższa wiadomość zyskuje na wadze. Do rzeczy więc:
Triban 3: najtańszy rower szosowy sezonów 2011 i 2012.
Czy możliwe jest zaoferowanie klientowi roweru szosowego, z karbonowym przednim widelcem w cenie poniżej 1500 zł? Tak. Chyba taki cel przyświecał produktowcom Decathlonu dwa lata temu. Za 1399 zł dostaliśmy: aluminiową ramę o spokojnej geometrii (idealnie dostosowaną do początkujących szosowców), alu-karbonowy widelec (karbonowy dół, aluminiowa korona i rura sterowa) napęd Shimano 2300 (czyli absolutnie najniższą grupę Shimano), niewiadomojaką korbę, ciężkie i średnio sztywne koła i gówniane opony. No i niewygodne siodło. Narzekam? Nie, bo konkurencja dawała dokładnie to samo, albo nawet mniej za cenę przynajmniej kilkaset złotych wyższą. Poza tym - siodełko jest sprawą na tyle indywidualną (każdy tyłek ma inne preferencje), że ocena w gruncie rzeczy specjalistycznego roweru przez jego pryzmat byłaby śmieszna.
Jak to wygląda w praktyce? Całość wypada zaskakująco dobrze. 2300 jest grupą toporną, ale nawet słabe kobiece palce dawały sobie radę ze zmianą przełożeń i hamowaniem nawet na górskich serpentynach. Napęd - mimo że ma przelatane już ładne kilka tysięcy kilometrów nadal działa bez jakiegoś specjalnego problemu i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują że jeszcze trochę pociągnie (najwyraźniej potęga 8-rzędowych łańcuchów i kaset). Dziwaczna korba (niemarkowa, ciężka jak cholera i kompletnie niewyględna) trzyma się i pogiąć nie chce. Z kolei koła udało się tak ustawić podczas serwisu, że rozkręcone zatrzymać się nie chciały (tutaj czapki z głów dla Krzyśka z bikeservice.com.pl, który wiedział które uszczelki wywalić, żeby całość działała tak jak trzeba).
Minusy? Powiedzmy sobie wprost - ten sprzęt jest dla początkujących i każdy jego właściciel po 2-3 lata kupi sobie porządny rower szosowy (od tej zasady nie ma chyba wyjątków). Od napędu nie możemy oczekiwać precyzji, siodło i tak założymy własne. W pędzie do oszczędności, Decathlon zbytnio oszczędził na jednym drobnym, ale jak się okazało bardzo ważnym elemencie - na pancerzach. Pierwsze tygodnie jazdy na własnych szosach okupiliśmy wrażeniem, że hamulce nie działają tak jak powinny. Były po prostu za słabe. Być może wystarczające na wycieczki po płaskim Mazowszu, ale w góry to już tak niekoniecznie. Okazało się, że za taki stan odpowiedzialne są... pancerze linek hamulcowych, które przejmowały na siebie większość siły wkładanej w zaciskanie klamek. Koszt nowych - kilkadziesiąt złotych. Niestety, wymiana akurat tego elementu w szosie wymaga wymiany owijki (przynajmniej 30 zł kolejnego wydatku i kolejne kilka dla mechanika, który owijki wymieni).
Druga sprawa to opony. Na rowerach dostaliśmy Hutchinsony Nitro - ciężkie, gładkie i na pierwszy rzut oka bardzo śliskie. Ponieważ zaufanie do sprzętu to podstawa, dość szybko Nitro zostały zastąpione przez sprawdzoną gumę od Schwalbe.
Bottom line - świetny rower dla początkujących. Na Tribanie 3 moja lepsza połówka zdobyła: Salmopol, Kubalonkę i Ochodzitą (przy czym Kubalonkę chyba z każdej możliwej strony), pętlę Tour de Pologne Amatorów w Bukowinie (czyli również podjazd pod Ząb i Gliczarów) a także start w Suszu (na dystansie sprinterskim). W kategorii wartość do ceny jest absolutnym liderem zestawień. A po zakupie lepszego, droższego cuda, zawsze zostanie jako zimówka, dojazdówka, sprzęt do katowania na trenażerze, czy do szybkiej i skutecznej komunikacji po mieście.
Wady - parę złotych warto włożyć już na starcie.
Następca: Triban 3A, który w zamyśle miał kontynuować tradycję tanich szos z Decathlonu niestety jest wielkim krokiem wstecz - głownie ze względu na rezygnację z karbonowego widelca (i zastąpienia klamkomanetek Shimano produktem Microshift - ale to mniejszy ból, zmiana biegów w Microshifcie jest znacznie wygodniejsza). Co nie zmienia faktu, że za 1499 dostajemy już kompletny, świetnie wyglądający rower. Tak, szosowy.
PS. Oryginalnego, czerwonego Tribana 3 warto szukać w sklepach - skoro centrali udało się sprowadzić niewielką partię towaru z Wielkiej Brytanii, kto wie - może się jeszcze pojawią na rynku.
Triban 5: czy warto wydać 1100 zł więcej?
Prawdopodobnie, gdyby nie braki na półkach Decathlonu w lecie 2011, zamiast Tribana 5 kupilibyśmy drugą "3" i ten kawałek tekstu nigdy by nie powstał. Bo przecież wydawanie 1100 zł więcej tylko na "trochę lepszy" osprzęt i "karbonowy tylny widelec" jest bez sensu. Naprawdę? Z perspektywy czasu, czuję że te były to dobrze wydane pieniądze. Przede wszystkim napęd. Sora to nie tylko "o jeden bieg więcej" (napęd już 8 rzędowy). To przede wszystkim korba na sztywnej osi i znacznie wyższa precyzja działania napędu, nawet mimo kretyńskiego umiejscowienia przycisku zwalniania linki (co oznacza, że wrzucenie wyższego biegu jest możliwe tylko w górnej pozycji).
Poza tym karbonowy tylny widelec... piękne jest to, że im szybciej jedzie się przez nierówności, tym lepiej tłumi wszystkie drgania. Fazowana kostka (hit warszawskich ścieżek rowerowych) przestaje być dokuczliwa od 30 km/h. Przy 35 km/h przestaje być fazowaną kostką, a staje się równym asfaltem.
W końcu dochodzimy do kwestii ceny. Za 2499 dostajemy rower kompletny, na drugiej od dołu grupie osprzętu Shimano, fakt na beznadziejnych kołach i z kiepskimi pancerzami i z niewygodnym siodłem. Tyle że znowu - ile zapłacimy za analogiczny sprzęt u konkurencji? W Przynajmniej 3 - 3,5 tysiąca, a i tak będziemy musieli zainwestować w porządne koła.
Minusy? Podobnie jak w przypadku Tribana 3, to szczegóły. Koła można rozruszać, opony i pancerze wymienić. A siodło założyć takie jakie nam najlepiej odpowiada.
Bottom line: W przypadku obu opisywanych rowerów, widać jedną tendencję. Za kwotę X dostajemy rower z nieco wyższej półki, niż w "poważnych sklepach". Co lepsze, wszystkie komponenty, które są "podpisane" przez Decathlon trzymają poziom. Przez dwa sezony ramy nie połamały się, tani karbon nie popękał, kierownice mają się dobrze, do śmietnika poszła tylko jedna ze sztyc. Ale akurat w tym przypadku bardziej winna jest eksploatacja (cotygodniowy rytuał zamiany siodełek między dwoma rowerami) niż wada fabryczna.
PS. Na rok 2013 Decathlon przygotował jeszcze jeden hit: Triban 5A. Za 1999 dostajemy identyczny osprzęt jak w przypadku Tribana 5 (czyli Sora, karbonowy przedni widelec itp), ale nie dostaniemy karbonowego tyłu. Cena jest godna, bo kompletna nowa Sora (ze znacznie bardziej ergonomicznym systemem zmiany biegów) sama kosztuje ok. 1300 zł. Niestety, szybki przegląd stanów magazynowych wskazuje, że niestety pula Tribanów 5A wyczerpała się już i warto być może bombardować management Decathlonu, by sprowadził nad Wisłę kolejną partię tych rowerów. Bo są tego warte.
PS2. Oryginalne koła z obu Tribanów poszły w zeszłym roku na alledrogo za 150 zł/komplet. Wymiana na podstawowy Shimanowski zestaw (R-501A) kosztowała więc grosze...
Triathlon Projekt na Facebooku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz