środa, 7 sierpnia 2013

Szczyt formy?

Do Herbalife Triathlon Gdynia zostało już tylko 5 dni. W zasadzie 4 dni i jedna noc, co sprawia, że w zasadzie wyścig za rogiem. Tak jest, wyścig. Z własnymi słabościami i strachem, że w połowie biegu położę się na trawie z hasłem "pierdolę, ja tu zostaję". Niby jest nienajgorzej. Niby zimę i wiosnę przepracowałem tak jak nigdy. Niby nigdy nie ważyłem "tak mało" i nie biegałem "tak szybko".

Szybki rzut oka na tegoroczne statystyki w endomondo powie nam, że od początku roku udało mi się:
- przebiec 930 km w czasie niecałych 92 godzin, spalając przy okazji ponad 83 tys. kcal
- przejechać na rowerze szosowym blisko 1700 km, w czasie nieco ponad 71 godzin, przepalając ponad 42 tys. kcal
- przepłynąć ponad 55,5 km (ponad 21h, 19 tys. kcal)
- liznąć trochę gimnastyki, pokręcić ciut (w tym roku zdecydowane ciut) MTB.

Kompletnie olałem siłownię, w zasadzie postanowiłem nie koncentrować na rowerze (no bo co to jest to co do tej pory zrobiłem? nic!) i zawalczyć o dwie podstawowe sprawy:

- masa 
- bieganie
- pływanie

Skutki? Od stycznia zrzuciłem ok. 10 kg. W stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego zrzuciłem koło 5. To sporo, bo to ładnie ponad 5% różnicy, i zdecydowanie czuję to podczas biegania. Bieganie przestało być mordęgą. Zeszłoroczny, jesienny rekord na 5 km wyniósł 25min 30s. W tym roku na pagórkowatej trasie poprawiłem to o 3 minuty, więc progres jest. Półmaraton odhaczony, niegdyś nieosiągalna "dycha" stała się w tej chwili standardową jednostką treningową. 

Pływanie? Zima to kompulsywne kilometry na basenie. Ćwiczenie, powtórzenia, pamięć mięśniowa, powolutku przyspieszanie, potem do zestawu łapy i dalsze wzmacnianie. Od dwóch miesięcy basenu nie widziałem, starałem się w zamian łapać każdą możliwą okazję na open water. Tu z ratunkiem przyszły leniwce, organizujący Zalew Cup, Kuźnia Triathlonu czy w końcu imprezy w Mrągowie  i Ełku. Skutek jest taki, że przez rok czas pływania w Ełku poprawiłem chyba o 5 minut. A to już sporo, bo jak dobrze pójdzie to chciałbym po tych 35 minutach zakończyć gdyńskie pływanie.

Rower? W tym roku po macoszemu. Im więcej biegam, tym lepiej mi się jeździ. Im gorzej traktuję sprzęt, tym lepiej on działa. Brudny, obity, niedosmarowany, nieoczyszczony po deszczach... ale daje z siebie wszystko i nie zawodzi. Przynajmniej do Gdyni dociągnie. Testy formy na "zgrupce" we Włoszech pokazały, że noga jest, podaje jak trzeba. Mogłaby szybciej, ale nie będę narzekał. Jest lepiej niż rok temu i to chyba jest najważniejsze.

Wszystkie znaki pokazują, że właściwie to jestem gotów. Właściwie, to nigdy wcześniej tak solidnie nie przygotowałem się do żadnego startu i co najważniejsze - nigdy nie byłem tak gotowy jak dziś. Tylko czego ja się w takim razie boję?

Czas się szykować. Przypomnę tylko o kilku powiązanych notkach:

Przypominam o konkursie: A ja triathlon widzę tak...
Weź udział i wygraj stówkę od Sport Guru

Triathlon Projekt na Facebooku:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz